W strefie komfortu

Ciekawe? Udostępnij znajomym.

Określenie „strefa komfortu” weszło do języka powszechnego już wiele lat temu.

Termin ten został wprowadzony do psychologii zarządzania, skądinąd w dobrej wierze, aby nazwać stan ducha, kiedy czujemy się dobrze, swobodnie i mamy poczucie wpływu na to, co się dookoła nas dzieje. Jest to też miejsce, sytuacja, sposób działania, czy zachowania, które dobrze znamy i wiemy, czego możemy się spodziewać i nic nas nie może zaskoczyć. Nie obawiamy się, nie odczuwamy stresu, jesteśmy spokojni i zrelaksowani. Brzmi całkiem zachęcająco, aby chcieć w tej strefie pozostać dłużej.

Niestety nie możemy, bo niemal każdy z nas też słyszał, że bez wyjścia ze strefy komfortu nie można rozwijać swoich umiejętności, skutecznie wykonywać swojej pracy, czy też dobrze wyglądać. Podobno pewien poziom stresu, niepewności, czy poczucie niewygody gwarantuje nam, że będziemy lepsi, skuteczniejsi i osiągniemy to, co zamierzamy. Ta niewinna zachęta: „Wyjdź ze swojej strefy komfortu” przez wiele lat stanowiła mantrę powtarzaną na szkoleniach z nowych umiejętności. Jak zdarta płyta była przekazywana nam, gdy szukaliśmy rozwiązania problemów lub nowych możliwości rozwoju.

Wielu z nas uwierzyło, że tylko wyjście poza strefę komfortu nam pomoże zrealizować siebie i postawione cele. Zwiedzeni tą obietnicą sukcesu pchamy się z impetem do boju, by pokazać, że potrafimy skutecznie stale działać poza strefą komfortu, wychodząc poza siebie i rezygnując z tego, kim jesteśmy, z tego, co lubimy i, z czym nam dobrze. Uzależnieni od tego pędu za sukcesem zbyt rzadko wracamy do bezpieczeństwa, ciepła i wygody naszej strefy komfortu, przekonując siebie, że bez stresu, bez trudności nie da się żyć, pracować, a nawet myśleć. Niebezpiecznie do granic możliwości nadwyrężamy swój poziom energii…

Pokazuję ten przerysowany scenariusz, aby przekornie zapytać, czy warto? Czy naprawdę ciągle musimy wychodzić poza strefę komfortu? Ja mówię nie, a Wy sami możecie sobie na to pytanie odpowiedzieć.

Nie trzeba tłumaczyć, jak się to przekłada na sferę mody. Przypomnijcie sobie, jak często musieliście wcisnąć się w sztywny garnitur zgodny z obowiązującym dress-code? To nic, że wtedy  wyglądamy i czujemy się trochę, jak w zbroi, która nas chroni przed złym spojrzeniem, ale i ogranicza nasze ruchy i nie pozwala wygodnie usiąść, czy poczuć się sobą. Pewnie do tego też się można przyzwyczaić, ale po co i w imię czego? Po to, żeby dobrze wyglądać? Już wszyscy doskonale wiemy, że wygodny strój też może dodawać nam stylu i uroku, bo dobrze się w nim czujemy i mamy więcej energii. Dres już dawno przestał być synonimem ubrania, w którym mało kto dobrze wygląda. Co więcej, nawet korporacje zaczynają to rozumieć i pozwalają pracownikom na swobodniejszy styl ubioru, a brak dress codu wskazują jako jedną z zalet pracy w dany miejscu. Ciekawe, jednak kiedy guru zarządzania i rozwoju osobistego przestaną nam truć o tym, że musimy wyjść ze strefy psychicznego komfortu, by spełniać swoje marzenia.
Róbmy wszystko, aby nasz styl ubierania był swobodny, wygodny, naturalny i zgodny z naszą strefą komfortu. Nie traćmy czasu i energii na niewygodne ciuchy! Zrzućmy zbroje z miłości do siebie.

Znajdź swoją strefę komfortu! Poczuj się dobrze sama ze sobą!

Shopping Cart